Wiadomo, że nic nie zastąpi prawdziwych fal, ale bez fal też da się trenować wybrane aspekty surfingu, jak np. wiosłowanie. Ja to robię nad swoim ulubionym krakowskim zalewem w Kryspinowie.
Choć jezioro to nie ocean, to nawet w takich „stabilnych” warunkach można trenować, między kolejnymi wypadami surfingowymi, takie elementy surferskiego treningu jak:
- poprawną technikę paddlingu,
- wytrzymałość i siłę ramion,
- ułożenie ciała na desce, równowagę w leżeniu i pozycji siedzącej,
- sekwencję ruchów przy „starcie” do fali,
- duck dive.
Od kilkunastu tygodni trenuję regularnie i widzę duże postępy. Specjalnie przytaszczyłem z ostatniego wypadu do Stanów stary, używany shortboard (Anacapa, model Glider zaprojektowany przez Ala Mericka, o wymiarach: 6.6 / 20 / 2 3/4) żeby przyzwyczajać się do tego typu deski i żeby było znacznie trudniej niż na o wiele bardziej wypornej desce szkoleniowej.
Mój trening wygląda tak:
- solidna rozgrzewka: kilka minut rozciągania, wymachów, pompki, popupy „na sucho”,
- 10 serii „długodystansowych” wiosłowania, czyli 10 długości (ok. 50 m w jedną stronę) z minimalnymi przerwami (10-15 sekund),
- 10 serii „sprintu”, czyli cała sekwencja imitująca sytuację wyjściową na lineupie (1. pozycja siedząca twarzą w stronę horyzontu, 2. obrót o 180 stopni z deską, 3. płynne przejście do leżenia i włączenie ramion, 4. intensywne wiosłowanie imitujące sytuację startu na fali),
- Powtarzam punkt 2 i 3.
Taki trening wykonuję co najmniej raz w tygodniu. Podczas jednego z moich wypadów towarzyszył mi zaprzyjaźniony i genialny fotograf Kamil A. Krajewski. Oto, co zarejestrował jego obiektyw.
Super foty!
Świetne zdjęcia – i super model (znaczy: deska ;))!