Mieszkając w Europie można surfować przez cały rok. Oto moje subiektywne zestawienie europejskich miejscówek w zależności od pory roku. Część 1: zima.

Choć centralna Europa nie jest wymarzonym miejscem do życia dla surferów, to biorąc pod uwagę łatwość przemieszczania się po kontynencie i odległość do akwenów pozwalających na surfing uważam, że nie jest źle. Z Polski w kilka godzin można dostać się samolotem na europejskie wybrzeże Atlantyku, czy Wyspy Kanaryjskie. Od kilku lat także Bałtyk robi się coraz bardziej popularny wśród miłośników surfingu. O jego potencjale pisałem tutaj.

I choć podziwiam ludzi uprawiających tzw. cold water surfing to poniższe zestawienie prezentuje kierunki i ich dopasowanie do pór roku dla tych, którzy wolą surfing w wodzie powyżej 13 stopni Celsjusza, czyli temperaturze, która jest dolną granicą komfortu termicznego dla większości pianek o grubości 3/2 mm.

Zestawienie rozpoczynam od zimy.

Kierunek nr 1: Wyspy Kanaryjskie, Hiszpania

Popularne Kanary są uznawane za jedną z najlepszych europejskich miejscówek surfingowych w miesiącach zimowych.  Dzięki szerokiej ofercie tanich linii lotniczych, które w tym czasie regularnie latają w tamtym kierunku, odległość przestała być problemem. Wsiadając do samolotu w Krakowie, Warszawie czy Katowicach po niecałych 6 godzinach lądujemy na wybranej wyspie archipelagu. O surfingowe walory Wysp Kanaryjskich zapytałem Krzyśka Sikorę, cold water surfera, instruktora i współzałożyciela Learn 2 Surf – szkoły surfingowej z Trójmiasta. Krzysiek regularnie odwiedza i organizuje surf tripy na Kanary.

Krzysiek Sikora na Bałtyku, fot. Krzysztof Jędrzejak/Baltic Surf Scapes

Son of a Beach: Dlaczego Twoim zdaniem Wyspy Kanaryjskie są dobrym kierunkiem surfingowym kiedy w Polsce zima zaczyna pukać do drzwi? 

Krzysiek Sikora: Wyspy Kanaryjskie to miejsce, gdzie mówi się że panuje wieczna wiosna – niemal przez okrągły rok możemy tam zastać temperatury ok. 20 stopni w dzień i kilkanaście w nocy. Dodajmy do tego, występujące praktycznie przez cały rok, perfekcyjne fale dla surferów o każdym poziomie umiejętności i mamy mieszankę idealną. Dodatkowym atutem są wprowadzone od zeszłego roku tanie loty linią WizzAir bezpośrednio z Katowic, co pozwala obniżyć koszty podróży. O bardzo dobrym jedzeniu i miłych mieszkańcach wyspy również warto wspomnieć.

SOAB: Która z wysp ma Twoim zdaniem najlepsze warunki dla początkujących i mniej zaawansowanych surferów?

KS: Kiedy organizowaliśmy nasz listopadowy surf camp na Kanarach, od razu wiedzieliśmy że będzie to Lanzarote, m.in. dlatego że mieliśmy okazję bardzo dobrze poznać tę wyspę na prywatnym tripie kilka miesięcy wcześniej. Na północy wyspy znajduje się idealne miejsce do nauki – bardzo długa, piaszczysta plaża osłonięta ogromnym klifem, który daje osłonę przed wiatrem (a te w regionie potrafią często wiać, z dość niekorzystnym kierunkiem). Spot przy klifie nazywa się Playa de Famara i znajduje się w sąsiedztwie małego miasteczka o tej samej nazwie, które bogate jest w surf shopy, szkółki, wypożyczalnie oraz restauracje z bardzo dobrym lokalnym jedzeniem.

SOAB: Słyszałem, że na Kanarach występuje miejscami lokalizm. 

KS: Myślę, że jak wszędzie również i tam występuje, natomiast raczej na spotach o większym stopniu trudności, na rafie (np. słynny spot La Santa, gdzie zdarza się że lokalni mogą nas po prostu nie wpuścić do wody 🙂 jednak warto ich respektować, a spotów jest na tyle dużo, że każdy na pewno znajdzie coś dla siebie).

SOAB: Która konkretna miejscówka jest Twoim zdaniem najlepsza dla początkujących i średniozaawansowanych? Jaka jest jej charakterystyka? 

KS: Wspomniana wcześniej Playa de Famara to chyba najbardziej popularny spot dla początkujących. Plaża jest na tyle długa, że miejsca jest wystarczająco dużo. Oferuje ona o tyle dobre warunki, że przy odpowiednich parametrach (okres, wielkość fali i wiatr, np. offshore) pojawiają się małe, otwarte, idealne fale na longboard. Dla średniozaawansowanych, którzy chcą potrenować coś więcej, jest sporo bardzo przystępnych spotów na rafie (np. spot obok wspomnianej wcześniej La Santy – Centro, gdzie fala ma bardzo ładny kształt, jest długa i niezbyt agresywnie się łamie).

SOAB: Na co zwracać uwagę surfując na Kanarach?

KS: Na pewno należy zwrócić uwagę na wiatr, który potrafi bardzo mocno rozbujać ocean. Oczywiście można wtedy spokojnie szlifować umiejętności na długich deskach, ale towarzyszą temu zazwyczaj dość silne prądy, które bardzo szybko mogą nas wyczerpać z energii. Dlatego na pewno przed wejściem do wody należy poświęcić chwilę na ocenę warunków: czy np. nie przewyższają one naszych umiejętności. Warto także pływać w grupie. Samemu lepiej się nie porywać, gdyż taka wycieczka może się nieciekawie zakończyć. I chyba najważniejsza zasada – respect the locals!

SOAB: Dlaczego warto polecieć na Kanary z ekipą z Polski (w ramach zorganizowanego surf tripu)? 

KS: Bardzo dużą wartością dodaną takiego zorganizowanego tripu jest gwarancja dobrej jakości szkoleń i to w języku, w którym każda wskazówka przekazana przez instruktora będzie dobrze zrozumiana. Myślę, że jest to o tyle ważne, że podczas zajęć szkoleniowych, jest tyle bodźców dookoła że czasem ciężko wszystko zapamiętać, szczególnie w obcym języku. Poza tym spędzamy w ekipie cały dzień – od poranku po wieczór, co pozwala na dużą integrację i mnóstwo dobrej zabawy. Wynajmując instruktora na miejscu, tak naprawdę nie mamy zbyt dużej możliwości poznania tej osoby.

SOAB: W jakiej kwocie można zamknąć taki wyjazd w zimie? 

KS: Wyjazd na tydzień na Lanzarote powinien zamknąć się w granicach 1800-2000 zł. Do tego koszty przelotu (a te bardzo się różnią – jak wiadomo im wcześniej uda się zabookować bilety, tym lepiej i koszt takiego przelotu to czasem zaledwie kilkaset złotych).

Dlaczego warto: 

  • ciepło praktycznie przez cały rok
  • atrakcyjne połączenia lotnicze
  • duża ilość różnorodnych spotów
  • możliwość wyjazdu z ekipą z Polski
  • świetna lokalna kuchnia

Kierunek 2: Peniche, Portugalia

Słynny półwysep oddalony 100 km na północ od Lizbony to propozycja dla nieco bardziej zaawansowanych surferów i tych, którzy chcą osobiście odwiedzić spot, który jest jednym z oficjalnych przystanków World Surf Tour. Mowa oczywiście o Supertubos. Choć temperatura powietrza i wody (14-17 stopni Celsjusza) w Portugalii zimą jest niższa niż to, co można zastać na Kanarach, uważam, że warto w swoim surferskim życiu odwiedzić to miejsce choć raz.

Supertubos, fot. Kristin Scholtz, World Surf League

Dlaczego zimą? Przede wszystkim dlatego, że jest wtedy najlepsza okazja, by zobaczyć, a może i nawet odczuć na własnej skórze, jak „pracują” słynne supertuby. Tu można na żywo podejrzeć jak wygląda aktualna sytuacja na tym spocie oraz sąsiadującym Molhe Leste.

W zimie w Portugalii nie będzie tłoku, a jeśli swell w Peniche zawiedzie można udać się na zwiedzanie okolicy: odwiedzić Lizbonę i koniecznie wypić kawę w lokalnej knajpce na Alfamie, wybrać się do Sintry i jej zjawiskowych pałaców, czy wreszcie wyskoczyć do innej popularnej miejscówki surfingowej na południe od stolicy – Cascais.

Supertubos, fot. penichesurfguide.com

Gabriel Medina, fot. Damien Poullenot, World Surf League

John John Florence, fot. Laurent Masurel, World Surf league

Sebastian Zietz, fot. Damien Poullenot, World Surf League


Dlaczego warto: 

  • mały tłok na spotach
  • świetne miejscówki (m.in. Supertubos, Molhe Leste, Praia Norte)
  • bliskość Lizbony i jej atrakcji
  • bezpośrednie połączenie lotnicze z Polski
  • niski koszt wyjazdu (po sezonie)

Kierunek 3: Taghazout, Maroko

Oczywiście Maroko nie leży w Europie, ale postanowiłem dodać ten kierunek do zestawienia ze względu na względną bliskość i popularność jaką cieszy się wśród europejskich (i nie tylko) surferów. Sezon surfingowy w Maroku trwa od września do kwietnia, a jego najlepszy okres przypada właśnie na zimowe miesiące. Od grudnia do marca bowiem marokańskie wybrzeże nawiedzają potężne zimowe swelle z północnego Atlantyku.

Jeśli chodzi o transport to jest coraz lepiej. Z tego co wiem to od 2017 roku do Marakeszu lata z Polski Ryanair (na pewno z Krakowa). Najpopularniejszym kierunkiem dla surferów jest Taghazout, leżące 20 km na północ od Agadiru i niecałe 300 km od lotniska w Marakeszu (dojazd autostradą w nieco ponad 3 godziny).

Maroko słynnie z ogromnej ilości spotów dopasowanych do każdego poziomu umiejętności. Do tego w zimie temperatura powietrza osiąga 26 stopni Celsjusza. Sam w Maroku jeszcze byłem, natomiast znajomi, którzy odwiedzili marokańskie wybrzeże zachwalają dobrą infrastrukturę (duża ilość hoteli, apartamentów, hosteli i restauracji), przystępne ceny i niesamowite zachody słońca.

Na miejscu nie powinno być problemu z dogadaniem się po angielsku, także jeśli chodzi o instruktorów surfingu (osobiście poznałem Amerykanina, który w sezonie letnio-jesiennym uczył surfingu w północnej Hiszpanii, a na zimę „emigrował” właśnie do Maroka).

Najbardziej znane spoty surfingowe w rejonie Taghazout i Tamraght (miasteczko sąsiadujące) to, m.in.:

  • Panoramas – długa plaża z falami łamiącymi się w obie strony
  • Banana Point – zapewnia długie przejazdy, świetna na longboard i dla początkujących
  • Devils Rock – beach break z falami łamiącymi się w obie strony i dobrą atmosferą
  • Anchor Point – najsłynniejszy spot Taghazout, światowej klasy point break, po raz pierwszy surfowali na nim Australijczycy w latach 60-tych XX wieku


Dlaczego warto:

  • fantastyczna pogoda
  • duża ilość spotów dla każdego poziomu surferów
  • dobra infrastruktura
  • niskie ceny
  • międzynarodowe towarzystwo
  • możliwość obcowania z bogatą miejscową kulturą